Powstała nowa fundacja. I dobrze. Nieudolne państwo nie daje
rady zaspokajać podstawowych potrzeb obywateli. Fundację powołało do życia
trzech mężczyzn. Jacek Masłowski – filozof i psychoterapeuta, Wojciech
Eichelberger – psycholog i pisarz. Wikipedia podaje ponadto tytuły jego
ulubionych książek, co może być pomocne w rozumieniu intencji współtworzenia
Fundacji Masculinum. Są nimi „Winnetou” Karola Maya i „Kariera Nikodyma Dyzmy”
Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Trzecim członkiem hipostazji jest Edi Pyrek –
podróżnik, pisarz, terapeuta i trener osobisty. Nie słyszałam o nim do wczoraj.
A powinnam, bo zajmował się także kreowaniem wizerunku – przy wyborach do Sejmu
i Senatu.
Zanim nie wczytałam się w program fundacji znalazłam drugi powód do radości –
właśnie męską aktywność w obrębie tworzenia organizacji pożytku publicznego.
Ponieważ fundacje powołują do życia głównie kobiety. Po pierwsze żeby wspierać
dyskryminowane grupy społeczne. Co ma bezpośredni związek z zaniedbaniami ze
strony państwa. Kolejne powody są związane z osobistymi przekonaniami i
predyspozycjami. Mogą być nimi empatia, współczucie, poczucie misji czy ten
bardzo prozaiczny – samo zatrudnienie.
Prezes Masłowski powiedział, na łamach Newsweeka, że
fundacja chce odmienić przekaz, w którym facet to dupa i ciapa, albo sprawca
przemocy. A ta nie jest udokumentowana badaniami, są jedynie statystyki.
Dlatego fundacja zrobi rzetelne badania. Takich wątpliwości nie miał Jackson
Katz pisząc „Paradoks macho. Dlaczego niektórzy mężczyźni nienawidzą kobiet i
co wszyscy mężczyźni mogą z tym zrobić”. Masłowski podnosi też problem
dyskryminacji mężczyzn na tle ich miejsca w domu. Który de facto do nich nie
należy, jest domeną kobiet, które ich z tych domów wyrugowały. Do pracy, garażu
albo baru. „Tak żyli rodzice, tak muszą żyć i oni.” Bardzo zgrabne
przekłamanie. Fakt, kobiety są niepełnoprawną częścią patriarchatu, ale to jej
admiratorzy wymyślili, że prawdziwy mężczyzna musi pachnieć whisky, koniem i
tytoniem. Współczesnym koniem są konie mechaniczne – samochody. Symbolicznie –
garaż.
Problemem dla założycieli fundacji jest zmuszanie mężczyzn, by ojcostwo
przypominało macierzyństwo. Tu głupieję po całości. Pchają się do mnie natrętne
myśli o aktualnym podziale obowiązków rodzicielskich: ojciec – jednorazowe
wyjście na rower z synem, matka – cała reszta. Mam na myśli panującą tendencję,
nie przypadki aktywnego współuczestnictwa w opiece i wychowaniu. Znam wielu
ojców, którzy tak samo chętnie jak pójdą na spacer to i odprowadzą do
przedszkola, poczytają dziecku książkę i pierwsi je przytulą. I żadnego, który
będzie towarzyszył dziecku od rana do nocy. Chyba, że jest to ojciec samotnie
wychowujący dziecko. Jaki zatem model ojcostwa będzie bliski fundacji skoro nie
powtarzalne czynności przy małym człowieku.
Mamy dom, mamy ojcostwo. Jeszcze seks. Panowie dostają dwa
sprzeczne komunikaty od kobiet – muszą być zawsze gotowi do fizycznej miłości,
a jeśli już są to słyszą, że tylko dupa im w głowie. A to zabójstwo dla
mężczyzn, będących w związku, „którzy mają wysokie potrzeby seksualne, a na
ogół mężczyźni takie właśnie mają – są wręcz tacy, dla których seks stanowi
jedyną drogę do bliskości”. Przekaz rozumiem, nie rozumiem co fundacja chce z
tym zrobić. Jakoś nie umiem wyczytać między wierszami, że psychologowie pomogą
mężczyznom w budowaniu bliskich relacji opartych na czym innym niż seks.
Skłaniam się ku przemocy. Jasno o tym mówią wskazując na kobiety – sprawczynie
niskiej samooceny mężczyzn.
„Kobiety zamiast swoich partnerów bić, wolą okaleczać ich psychicznie.
Najczęściej odmawiają im uczuć, w tym ważnego dla mężczyzn seksu, ciągle ich
krytykują, wyolbrzymiają porażki, nie dostrzegając tego, co panom się udaje.
Przemoc psychiczna to także ciągła kontrola, ograniczanie kontaktów z
przyjaciółmi. Często jednak po prostu wyzwiska, upokorzenia, albo szantaż.
[...] Mam znajomego motocyklistę, któremu żona po tym, jak im się urodziło
dziecko, kazała motocykl sprzedać. I on to zrobił – mówi Masłowski. Prezes nie
rozwija tej myśli. Nie tłumaczy powodów sprzedaży motoru. Możemy się domyśleć,
że rodzina stanęła przed wyborem – albo motor albo pralka. Może kierowca miał
kilka wypadków przed narodzinami dziecka i partnerka uznała, że jak zniknie
motor to zminimalizuje w ten sposób groźbę osierocenia dziecka. Przekaz bez
uzasadnienia każe po prostu sądzić, że miała taką fantazję i zastosowała
przemoc psychiczną wobec męża.
Kabaret Ani Mru Mru powiedziałby prześmiewczo o tej wypowiedzi „chłyt
martengingowy”. Mnie nie do śmiechu. Bo Masłowski podkreśla, że jego „fundacja
nie powstała jednak po to, by ślepo walczyć z feministkami, krytykować, czy
ograniczać kobiety.” Nie można ich nawet o to podejrzewać, ponieważ nie są ani
konserwatystami ani księżmi. „Którzy byli dotąd jedynymi adwersarzami
feministek”. I to rodzi we mnie prawdziwy lęk o intencje fundacji. Nie mam
wątpliwości, że mężczyznom jest potrzebna pomoc. Jednak to co proponuje
fundacja wzmocni prawdopodobnie to z czym walczy ruch feministyczny. W imieniu
obu płci, bo większości mężczyzn nie jest po drodze z równouprawnieniem.
Dlatego nie wesprze jej ani Robert Kowalski ani profesor Wikrot Osiatyński, ale
Kukizo- i Pospieszalskopodobni.
Mam skojarzenie z wojną secesyjną, gdzie Południe jest masculinum, a Północ to
femina. Stawką jest współczesny„abolicjonizm” – zniesienie niewolnictwa
(nieodpłatna praca w domu, różnice w wynagrodzeniu między kobietami a
mężczyznami, szklany sufit, powszechna przemoc wobec kobiet, restrykcyjna
ustawa aborcyjna, brak edukacji seksualnej, nierefundowany zabieg in vitro,
ograniczony dostęp do antykoncepcji, utwierdzony przez KK obraz kobiety
podległej i gorszej gatunkowo) i związanego z nim handlu kobietami. Proces,
którym sterują feministki jest nie do zatrzymania. Nieprawość przekroczyła
punkt krytyczny. Na jego końcu jest gwarancja równości płci. Taka Fundacja jak
Masculinum może go tylko opóźnić w czasie. I tego straconego czasu mi właśnie
szkoda. „Do garów ty zajebana polska kurwo” napisał dziś jakiś mężczyzna do
Alicji Tysiąc.
Jacek Masłowski ma 40 lat, dwie córki i dwa motocykle.