poniedziałek, 28 maja 2012

Wakacje blondynki


Od dwu tygodni jesteśmy w Polsce. Na wakacjach. Jednak odpoczywamy dopiero teraz, ponieważ pierwsze dni to załatwianie spraw ważnych i pilnych. Jak u Stephena Covey'a w „7 Nawykach Skutecznego Działania”. Najważniejszy był dentysta, ginekolog, naprawa samochodu i wzmacniacza do kina domowego. Potem spotkania z najbliższymi. Funkcjonuje takie przekonanie, że urlop od pracy zawodowej powinien trwać minimum trzy tygodnie. Bo pierwszy tydzień to czas rozstawania się z przyzwyczajeniami dnia powszedniego, drugi – prawdziwy odpoczynek i wreszcie trzeci – myślenie o powrocie do rutyny. Nam brakuje w takim razie tygodnia. Na prawdziwy odpoczynek. Opalanie się, biesiady przy cybulickim ognisku, rozmowy, chłonięcie wiejskiego powietrza w domu Doroty. Bo tu mamy bazę. Na obrzeżach Kampinoskiego Parku Narodowego. Razem z naszymi zwierzakami jest tu 22 psów i kotów. Kocio-psi raj. Na czele stada Dorota. Babcia naszego synka. Moja przyjaciółka. Która pierwsza składa mi życzenia na dzień matki, sprzecza się ze mną, płacze przy mnie. Mamy swój pokój u niej, a to tak jakbyśmy były w domu. Cud możliwy w granicach /poza granicami więzów krwi.
Poza tym polski standard. Ludzie się na nas gapią. Na nas i ciemnoskórego synka. Jest taki film „Nie zaznasz spokoju”, z 1977 roku. 35 lat później czujemy to samo. Niepokój, ocenę, ostracyzm. Na Bielanach, obok gabinetu weterynaryjnego Doroty, robimy zakupy w markecie. Kupujemy kubki z napisem „kubek mamy”. Dwa. Kasjerka pozwala sobie na uwagę „dwie mamy? – dziwne”. Anka mówi mi o tym dopiero w samochodzie, w drodze do domu. Ponieważ myśli, że usłyszałam, tylko nie zareagowałam i chce wiedzieć dlaczego. A ja nie zareagowałam bo…nie usłyszałam. Po kilkunastu godzinach od zdarzenia nie wiem co bym powiedziała, ale coś bym powiedziała na pewno.  Bo dziwne jest pytanie. Nie odpowiedź. Podobnie na placu zabaw w Pruszkowie. Gdzie poczułam spojrzenia skoncentrowane na naszej rodzinie. Nieuzasadnione, obelżywe, zaczepne. Skąd to ciemnoskóre pacholę i dwie kobiety obok niego? Z miłości – chce mi się wykrzyczeć! A mama moje przyjaciółki mówi, na tym samym spacerze, „macie fioła na punkcie Leosia”. Jeśli fioł to miłość, szacunek, zabawa i stawianie granic to ja się z tym zgadzam. Bo myślę, że z wychowaniem dziecka jest tak jak z wychowaniem psa. Gdzie słowem kluczem jest konsekwencja.
W Anglii mamy wszystko oprócz bezpośredniego kontaktu z bliskimi. Na wakacje przyjechaliśmy po bliskość. Nie po drinki, palmę na rondzie de Gaulle'a czy pogodę. To sobie możemy kupić w Anglii za pieniądze. Dlatego, po dwu tygodniach, uznajemy, że nasze wakacje są udane chociaż za krótkie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz