piątek, 5 sierpnia 2011

Smycz – do nogi, przy nodze

Skończyłam 42 lata. Nie mam potrzeby podsumowań. Mam potrzebę planowania swojego życia. Umożliwia mi to przeprowadzka do Anglii. Do realizacji tego, co chcę osiągnąć, potrzebuję jedynie stabilizacji finansowej. Całą resztę mam albo w sobie albo w swoim zasięgu. W Polsce mogłam i żyłam z dnia na dzień. Niepewna swojego statusu, bez wiary w siłę państwa, z przekonaniem, że czegokolwiek bym nie zrobiła to i tak obróci się w perzynę. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, posłanka PO, powiedziała kilka dni temu, przy okazji pracy nad ustawą o związkach partnerskich: „Nie uważamy, że homoseksualny opiekun dziecka byłby gorszy, ale przy braku społecznej akceptacji zafundowalibyśmy dzieciom w takiej rodzinie kolejny stres. A tego nie chcemy”. Nie mam mowy o takim podejściu w Anglii. Dlatego tylko w Polsce zastanawiałyśmy się jak nasz synek poradzi sobie z przedszkolnym ostracyzmem przekazanym jego rówieśnikom przez ich rodziców. Tu nie mamy takich obaw.
Izabela Filipiak w „Homofobii po polsku” i „Kulturze obrażonych” proponuje założenie prześladującym dzieciom kagańców, czyli elegancko mówiąc wychowanie ich na rozumnych i sensownych młodych ludzi. Sama nie mam potrzeby używania ani kagańca ani smyczy. Mój synek po prostu uczy się od nas. I jestem wściekle pewna, że „inny” będzie dla niego synonimem idioty. Gdzie idiotę definiuję jako kogoś niewrażliwego, nie myślącego, agresywnego.
Myślę też, że domniemywanie społecznych obaw skutecznie je ożywia. Miałam szefa, który mówił „każdy robi kupę ale nie każdy o tym mówi”. Słowem, gówno prawda pani posłanko. Marszałek Piłsudski zwykł mawiać „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”. A ja twierdzę dokładnie na odwrót. Chociaż nie sprzeciwiam się w całości opinii dotyczącej ludzi. Cały czas spotkać można Cejrowskiego, Giertycha, Cymańskiego, Korwinna-Mikke, którzy w zwykłym życiu są dla nas Górskimi, Sobolewskimi, Pogoskimi. Tylko że z feministycznej powinności nazywam ich skurwysynami.
W moje urodziny Eleine przyniosła kwiaty, prezenty i aktualny numer „The Times” z tekstem Jeanette Winterson o nowej operze Billy Elliota z wątkiem gejowskim. Od pani poseł dostałam pogróżkę. Wolałabym żeby nie mówiła mi o swojej kupie. Bo smród jest na całą Polskę. Mój synek ma książkę, w której dzieci o różnych kolorach skóry wspólnie się bawią. W polskich książkach dla dzieci dziewczynki bawią się odkurzaczem, dyżurują przy mopie, a chłopcy lecą w kosmos i startują w wyścigach. Na mopie w kosmos nie damy radę polecieć. Ale możemy wypowiadać kosmiczne bzdury w sejmie. Co było do udowodnienia.

1 komentarz:

  1. super i pozwolę sobie rozpowszechniać, choć z jednym zastrzeżeniem.

    NIe: "skurwysyny".
    To słowo piętnuje:
    1. ich matki - piekny patriarchalny mechanizm, za podłość synów odpowiadają matki
    2. kurwy w sensie dosłownym - a żadna seks-workerka jeszcze nikomu nic złego nie zrobiła tylko z tego tytułu, że zarabia seksem.

    Proponuję zamiast tego po imieniu: chuje to są. Schujsyńskie chuje.

    OdpowiedzUsuń