środa, 2 listopada 2011

Między Panem, Wójtem a Plebanem



Czasem mamy potrzebę wysłania pieniędzy do Polski. Z konta angielskiego na polskie. Jest w Wielkiej Brytanii kilka firm specjalizujących się w tej usłudze. Wybrałyśmy Samych Swoich, ponieważ za przelew pobierają tylko funciaka prowizji. Co jest ważne przy stracie na starcie – przy przeliczaniu waluty. Kłopot w tym, że Sami Swoi mają limit miesięcznego transferu, do 250 funtów. W odpowiedzi na moje zapytanie dotyczące zwiększenia tego pułapu firma poprosiła o dwa dokumenty – potwierdzający miejsce zamieszkania i tożsamość. „Potwierdzenie tożsamości to kserokopia dowodu osobistego, paszportu bądź prawa jazdy, potwierdzona za oryginałem przez osobę zaufania publicznego w Anglii. Za taką osobę uważa się: pracownika poczty, pracownika banku, osobę duchowną, lekarza rodzinnego, prawnika, konsula”.
I tu mam moralny kłopot. W moim myśleniu nie ma miejsca na zaufanie do pocztowca, bankiera i księdza. Sąd w Lizbonie orzekł parę dni temu, że właściciel polskiego banku Millennium musi oddać klientom pieniądze za nieprawne zaokrąglanie odsetek za kredyty mieszkaniowe. Bank powstał 22 lata temu i pierwotnie działał jako Bank Inicjatyw Gospodarczych. Podobną "inicjatywą" wykazuje się kościół katolicki w Polsce. Jak nie zakaz używania prezerwatyw to stosunek do aborcji, jak nie stanowczy sprzeciw przeciwko związkom par jednopłciowych to nieomylność w sprawie nauczania religii w szkołach publicznych. Byle dobić, okraść z godności, upokorzyć i zrównać. Od pracowników Poczty Polskiej bardziej skandalicznie zachowują się tylko pracownicy infolinii Telekomunikacji Polskiej S.A. A przecież dobrze jest ufać komuś więcej niż sobie samej.
Mail od Samych Swoich sprowokował mnie do myślenia o takich osobach. Dla mnie są nimi pisarki. Bo tak sobie myślę, że powoduje nimi koherencja – myślą, mówią to co myślą i wreszcie robią to co myślą. Tokarczuk, Szczuka, Gretkowska, Bator, Filipiak, Środa, Graff, Chutnik. O adnotację "I confirm that is a true copy of the original" na kserokopii wymaganego dokumentu poprosiłabym też Renatę Przemyk, Annę Marię Jopek i Marię Peszek. Z tego samego powodu, dla którego nie poprosiłabym o to swojego spowiednika – o nich nie słyszałam, że chędożą nieletnich, są w nieuzasadniony sposób aroganckie albo prowadzą samochód pod wpływem alkoholu.
O „konfirmację” dokumentu zdecydowałam się poprosić wikarego z kościoła za winklem. Znam Dave’a, ponieważ co poniedziałek bierzemy udział w zajęciach przykościelnego klubu dziecięcego. Po to, żeby Leoś oswoił się z dziećmi, miał inny rodzaj aktywności niż zabawa w domu i na placu zabaw. Andrew ma żonę i syna. Obecność Catherine i Josepha w jego życiu nie decyduje o moim zaufaniu, ale daje poczucie normalności, której brakowało mi u polskich księży. Długo rozmawiałyśmy z wikarym. Zna naszą historię i uczucia. Jest pełen empatii. Ale też niedowierzania. Mówi, że u nich było podobnie 50 lat temu. Czujemy się częścią tej wiejskiej wspólnoty. Zdarza się tak, że pod koniec zajęć klubu dziecięcego ktoś zainicjuje modlitwę dziękczynną. Można wtedy bezkarnie odłączyć się od grupy i rozpocząć sprzątanie, wyjść na papierosa, przygarnąć swoje dziecko. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w Polsce. Thank you god for all you have permitted.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz